Przez tydzień pobytu na nartach hostelowa stołówka porządnie wymęczyła mnie jajecznicą na śniadanie. Szóstego dnia pobytu nie zjadłam nic prócz kromki z miodem. Marząc jednocześnie o owsiance z truskawkami, o placuszkach, twarożku i rukoli. Kiedy więc w drodze powrotnej, podczas przystanku w Warszawie zobaczyłam kanapki w Starbucksie z camembertem i żurawiną, ucieszyłam się, że nareszcie jestem (prawie) w domu.
Składniki:
- bagietka lub inne pieczywo
- kilka plasterków polędwicy sopockiej/indyczej
- ser camembert
- kilka łyżeczek żurawiny
Pieczywo opiec. Ułożyć mięso, ser i żurawinę. Jeść na ciepło.
żurawina <3 przetestuję!
My podczas Sylwestra nie mieliśmy problemu ze stołówką- do wyboru do koloru. W ferie sami organizowaliśmy śniadania więc też nie było problemu, ale wspominam kilka wycieczek z podstawówki czy gimnazjum kiedy przeżywałam podobne męki :-)
Chyba jutro muszę zakupić żurawinę… :-) no i bułeczki. Reszta czekała chyba na ten wpis w lodówce.
ja uwielbiam śniadania serwowane w polskich ośrodkach, sanatoriach, itp – mogę zjadać wtedy po 10 kromek chleba. drżę jednak, jak widzę „śniadanie kontynentalne”. choć to też zależy od hotelu. no, nie ma reguły, niestety ;)
za każdym razem, jak czytam wpisy, to zachwyca mnie estetyka zdjęć, po prostu nie mogę przestać się zachwycać :)
a hotelowa jajecznica to dla mnie koszmar, nie cierpię!
tequilagotuje, dziękuję ;)) ja jajecznicę lubię, może być i hotelowa, ale nie podawana codziennie przez tydzień ;)