Śniadanie z twarożkiem i pieczonymi pomidorami

sniadanieztwarozkiemProste, zimowe śniadanie. Najchętniej jedzone w słońcu odbijającym się od śniegu.

Składniki (na 2 osoby):

  • 12 pomidorków koktajlowych na gałązce
  • oliwa
  • ocet balsamiczny
  • oregano lub tymianek
  • 200 g serka wiejskiego lub twarożku naturalnego/koziego
  • pieczywo (np. chleb na sodzie)

Piekarnik rozgrzać do 220’C, górna grzałka. W naczyniu żaroodpornym bądź na blasze ułożyć pomidorki koktajlowe. Polać oliwą oraz octem balsamicznym. Posypać przyprawami. Zapiekać 5-10 minut, do momentu aż skóra na pomidorach zacznie pękać i się rumienić.

Pieczywo posmarować twarożkiem. Na wierzch ułożyć nieco rozgniecione pomidorki (uwaga, pryskają!).

sniadanieztwarozkiem2

sniadanieztwarozkiem1

Chleb na sodzie

chlebnasodzie3Pierwszy przepis z książek, którymi zostałam obdarowana na gwiazdkę, nie mógł być skomplikowany. Zwłaszcza w leniwy niedzielny poranek. Temat chleba natomiast przewija się już od piątku, kiedy to wspólnie z Asią piekłyśmy na mąkach z młyna, z zakwasami, zaczynami prawdziwy chleb! Wypieków Asi będziecie mogli spróbować już na wiosnę w Trójmieście, ale o tym pojawi się na pewno osobny wpis.

Nic nie może równać się ze świeżo wypieczonym, jeszcze ciepłym chlebem zwłaszcza na śniadanie. Chleb na sodzie nie zajmie Wam dłużej niż 50 minut (może warto upiec poprzedniego wieczora?). Do tego nie potrzebuje ani drożdży, ani wody, i ma tylko cztery składniki! Chlebek na zdjęciu kroiłam, kiedy był jeszcze ciepły – jeśli jednak jesteście bardziej cierpliwi, warto odczekać do ostudzenia.

Składniki:

  • 3 szklanki mąki pszennej
  • 1 łyżeczka sody
  • 1 łyżeczka soli
  • 1 i 1/3 szklanki maślanki

Piekarnik nagrzać do 200’C (180’C z termoobiegiem).

W dużej misce wymieszać mąkę, sód oraz sól. Zrobić wgłębienie i wlać maślankę. Delikatnie zagarniać ciasto, mieszając wszystkie składniki. Zagnieść krótko ciasto. Powinno być elastyczne, ale nie klejące. Uformować kulę i przełożyć na wysmarowaną tłuszczem lub wysypaną mąką blachę lub foremkę. Z wierzchu naciąć ciasto głęboko nożem w kształcie krzyża. Piec około 40 minut.

chlebnasodzie

A tak piekłyśmy w piątek chleb na zakwasie:

chlebAsi

Pudding ryżowy z gruszkowym purée

I żeby nie być gołosłowną, że te przepisy Sophie Dahl to takie fajne, a wcale ich nie zrobiłam, mam dla Was coś z rozdziału Jesień! Pudding ryżowy z gruszkowym purée zaczął mi już smakować, zanim jeszcze zdążyłam go zjeść. Zapach cynamonu, kardamonu, mleka i gruszek, jaki unosi się podczas gotowania, od razu stawia przed oczami obraz złotych liści i słońca. Ja osiągam sto procent ekscytacji nad garnkiem, kiedy już po zapachu wyczuwam, że – TAK, to jest TO!

Składniki (na 2 osoby):

  • 1 i 1/2 szklanki mleka
  • 1/2 szklanki ryżu (dowolnego; ja użyłam arborio do risotto, lubię jak chłonie płyny i robi się kleisty)
  • 1 strąk kadramonu (kardamon nie jest tani, ale warto go mieć, bo wspaniale nadaje charakteru kawom i deserom; ja kardamon dostałam od Kamisa na konferencji blogowej, i długo się przy nim czaiłam)
  • 2 kawałki kory cynamonowej (wystarczy 1-2 cm)
  • 2 gruszki
  • 1/4 szklanki soku jabłkowego

W garnku o grubym dnie zagotować mleko, wsypać ryż. Zmiażdżyć strąki kardamonu, i wydobyć ziarna ze środka. Dodać do mleka wraz z 1 korą cynamonu. Gotować na bardzo małym ogniu do momentu aż ryż całkowicie wchłonie mleko i będzie miękki (około 20 minut). Po tym czasie usunąć korę z puddingu.

W między czasie obrać gruszki, usunąć gniazda nasienne i pokroić w plastry. Ułożyć w rondelku, zalać sokiem jabłkowym i dołożyć na czas gotowania 1 korę cynamonu. Gotować kilka minut aż gruszki całkowicie zmiękną. Usunąć korę, a gruszki zmiksować na gładkie purée.

Podawać pudding na ciepło z dużą ilością purée. Sophie w przepisie sugeruje też z miodem lub syropem klonowym i śmietanką.

Apetyczna książka Sophie Dahl

„Apetyczną pannę Dahl” by Sophie Dahl dostałam w zeszłym roku na Mikołajki, czym pewnie już się chwaliłam przy okazji gruszkowych muffinów. Wstałam rano, a na blacie kuchennym czekała na mnie pięknie wyglądająca już z daleka, świeżutka książka. Kilka dni chodziłam z nią w torebce i co jakiś czas zaglądałam do przepisów, podziwiałam apetyczne zdjęcia i zaznaczałam oberwanymi skrawkami kartek „ten muszę zrobić”. Szybko na stole stanęły też gruszkowe muffiny i bananowy chlebek.

Po roku sięgnęłam po Sophie ponownie. W Empiku właśnie pojawiła się kolejna jej publikacja (której nie kupię, bo wiem, że mam wokół siebie niesamowitych ludzi, którzy mi ją w końcu podarują, a mi niespecjalnie też zależy, bo książki kucharskie mają to do siebie, że jej treści nigdy nie są newsami, i nigdy też się nie dezaktualizują). Tymczasem ja postanowiłam przeczytać „Apetyczną pannę Dahl” od deski do deski, do czego zachęcają opowiastki Sophie (jestem sceptyczna do tego, czy aby na pewno sama je pisała).

Książka podzielona na cztery pory roku – fajnie, plus. Jeszcze większy, że mamy jesień, a od jesieni Sophie zaczyna. Plus kolejny, choć malutki, za sezonowe warzywa i owoce w potrawach (jeśli chodzi o przepisy sezonowe, wolę Jamiego Olivera). I jeszcze jeden za to, że składniki nie są mocno wydumane, i jeśli dysponujemy dobrze zaopatrzonym marketem w okolicy, to z powodzeniem przygotujemy większość dań. Minus za składniki, które trudno dostać w Polsce (np. rukiew wodna). Ten minus to chyba minus wszystkich obcojęzycznych książek. Sophie stawia na zdrową żywność, małą ilość tłuszczu i warzywa, i takie są jej przepisy. Ja naprędce nazwałam je ‚dietetyczne’, choć pewnie daleko im do dietetycznych, bo zdarzy się i cukier, i bita śmietana. Napisane przyjemnym językiem, oprawione historyjką i często zakończone relaksującą poradą w stylu „zjedz i idź się zdrzemnij” (zamiast: zjedz i umyj gary, bo zaschną).

Książka nie biblia. Ja w książkach kucharskich szukam czegoś więcej niż tylko przepisów. I nie chodzi tu o wzruszającą historię autora (swoją drogą ciekawe, o czym Sophie opowiada w swojej kolejnej książce), lecz o wskazówki jak, z czym, po co, i dlaczego tak, a nie inaczej. „Apetyczna panna…” nie nauczy nas idealnie wysmażyć cebulki, nie wskaże nam z czym co warto łączyć, i jak sprawić, żeby naleśnik nie przywarł do patelni. Jednym słowem – nie nauczy nas gotować. Zaprezentuje za to piękne zdjęcia pięknie podanych potraw, pyszne smaki i bardziej wyszukane (niż kotlet schabowy z ziemniakami) kombinacje składników. Tak, przepisy są naprawdę fajne!