Och, to były naprawdę molto bene wakacje! Nie będę za dużo opowiadać. Narysuję je Wam.
Na takiej ulicy mieszkamy. Pachnie praniem.
Mieszkanie jest piękne, lecz brakuje tu papieru toaletowego. Codziennie podbieramy trochę z knajpek. Ostatniego dnia odpływ zapycha się na amen.
A tak wygląda nasz sąsiad. Podobno handluje antykami. Wnosi nam bagaże. Pieszczotliwie nazywamy go Wariat.
Obok na balkonie mieszka papuga. Sporo mówi, a najwięcej szczeka.
Codziennie jesteśmy na plaży. Opalamy się, kąpiemy w ciepłym morzu, odganiamy afrykańskich handlarzy wszystkim, azjatyckie masażystki i słuchamy przyśpiewek handlarza kokosem.
Co najmniej dwa razy dziennie jemy gigantyczne i niebywale smaczne lody na Piazza Duomo.
Zaprzyjaźniamy się z obsługą w lokalnej knajpce. Rozmawiamy łamanym polskim z Aliną, kelnerką. Jerry, właściciel, częstuje nas limoncello i pokazuje nowe okulary. Wpadamy tu codziennie.
Na przerwie w plażowaniu popijamy Aperol Spritz. Wieczorem bardzo dużo vino de la casa. Ojojoj.
Będąc na Sycylii spróbujcie brioche con gelato (lody w bułce), arancini (ryżowe kule) i cannoli (rurka z kremem).
Jednego dnia wchodzimy na La Rocca. Ale gorąco. Piękny widok.