Danie, o którym mówię, że nie należy Boże broń wychodzić po jego zjedzeniu z domu. Na randkę udawać się tym bardziej. Z racji dużej ilości czosnku. To też przy okazji świetna wymówka, kiedy nie chce nam się wyjść domu („wiesz, zjadłam spaghetti aglio e olio, nie mogę wyjść”). I dobra metoda na pogonienie namolnego adoratora. Mając zatem same plusy zjedzenia tego makaronu, mam jeszcze jeden: to jest cholernie dobre! I jeszcze jeden: to jest superproste!
Składniki (1 porcja):
- 200 g makaronu spaghetti (u mnie no. 5)
- 2 ząbki czosnku (lub 1 duży)
- 1/3 łyżeczki ostrej papryki z płatkach (lub 1/2 oczyszczonej z pestek posiekanej papryczki chili)
- 4 łyżki oliwy bardzo dobrej jakości
- pietruszka lub tymianek do podania
- tarty parmezan do podania
Makaron ugotować w osolonej wodzie.
Na patelni rozgrzać oliwę, dodać drobno posiekany lub wyciśnięty czosnek oraz papryczkę chili. Chwilę podsmażyć. Czosnek nie może się zrumienić. Odcedzić makaron. Wymieszać z oliwą.
Podawać z posiekaną pietruszką lub świeżym tymiankiem oraz tartym parmezanem.
to pierwsze zdjęcie jest czarujące!
dziękuję! ;*
najlepsze!
“wiesz, zjadłam spaghetti aglio e olio, nie mogę wyjść” :D haha super! Kocham Cię :D czosnek też uwielbiam :D
haha!:)) też Cię kocham :)
Hej, chyba nie jest tak źle z tym czosnkiem. Proponuję po daniu, przepysznym zresztą i sama go uwielbiam, zjeść jedną całą gałązkę z listkami natki pietruszki i zapach (ukochanego też zresztą) czosnku znika. Wypróbowałam wiele razy. Po prostu musimy pożuć tę nać jak „krówki” – działa. Ta ociupinka posypana na wierzchu to jednak trochę za mało. Choć domyślam się, że pretekst do niewychodzenia jest idealny. :-))))
pzd, Ursa, Kapsztad.
myślisz, że ta natka wystarczy?:) znam ten sposób, ale mam wrażenie, że potem to już czosnkiem pachnie wszystko – skóra, ubranie i paznokcie :)
U mnie wystarcza. Może są takie osoby co mają problem z czosnkiem. To sprawa indywidualna. Ja w ogóle lubię „wąchać”: warzywa, zioła, owoce, np. oliwę też wącham. Taka świeża jak pachnie. O mamamia! W sklepie zawsze to robię jeśli są luzem i na wagę. Czosnku nie wyciskam tylko siekam drobniutko i kocham potem deskę nawet „wąchać” :-)) No, ale to takie moje „kulinarne fanaberie” ha, ha…
pzd Ursa, Kpd.
hahaha! Deską wygrałaś wszystko!:) i Ty nie posiadasz żadnego bloga? na pewno? to może czas? :)
Zobacz mój wpis pod curry.
Ursa, Kpd.